-Kath, dostałam się!- wyrwała się z objęć i włożyła ręce we włosy.-Boże, nadal nie mogę w to uwierzyć!
-Wiedziałam że dasz radę!
-Ty też na pewno dasz. Mogłabyś nawet już dzisiaj zdawać.
-Nieprawda, muszę jeszcze dużo poćwiczyć. A teraz chodźmy, trzeba to uczcić.
Klub do jakiego się udały mieścił się na dolnych przedmieściach New York'u. Był to mały budynek, zawsze przeludniony. Głośną muzykę można już było usłyszeć z daleka. Zdecydowanie nie było to miejsce gdzie przychodziły by inne dziewczyny. Ale Madison i Katherine przychodziły tu co tydzień.
-To co zwykle?- zapytał grubszy, łysy mężczyzna, gdy dziewczyny siadły przy barze.
-Tak!- musiały przekrzykiwać hałas.
W oczekiwaniu na drinki, Katherine powiodła wzrokiem po osobach tańczących na parkiecie. W oko wpadł jej wysoki, jasny blondyn tańczący z równie jasną dziewczyną. Nigdy go nie widziała tutaj, i zdecydowanie nie wyglądał jak bywalec klubu. Ubrany w granatową koszulę i markowe spodnie, wyróżniał się od innych chłopaków. Z zamyślenia wyrwał ją barman.
-Margrita i Moijo dla pań. Blondynka podała przyjaciółce małą szklaneczkę z limonką.
-Znowu tu jest?
-Nie widziałam go. A nawet jeśli to mam to gdzieś. Nie obchodzi mnie już.- czułą jak w gardle rośnie jej gula.
-To o co chodzi?- Madison od zawsze potrafiła wyczuwać uczucia Kath.
-Nieważne. Idziemy tańczyć?
-Nie, jeszcze chcę dopić swojego drinka, poza tym jestem zmęczona po przesłuchaniu.
-Jak chcesz.- Katherine upiła spory drink i z impetem uderzyła szklanką o drewniany bar. Madison z zaskoczeniem obserwowała przyjaciółkę, zmierzającą w stronę przeludnionego parkietu. Kath jest brunetką z twarzą w kształcie serca i z brązowymi oczami. Mimo że jest chuda to nadal kobieca. Więc nic dziwnego że gdy tylko znalazła się na parkiecie, wzbudziła zainteresowanie męskiej strony. Dziewczyna tańczyła zalotnie, uderzając biodrami o umięśnię ciała mężczyzn. Nagle jeden znokautował innego, uderzając go z tyłu głowy. Zaskoczona skoczyła w tył z zamiarem ucieczki, niestety na próżno. Mężczyzna chwycił ją w tali i położył na ramieniu, jakby ważyła tyle co piórko. Katherine zaczęła kopać i krzyczeć, ale nikt na nią nawet nie spojrzał. Jakby była niewidzialna. Rozpaczliwe oglądała się w poszukiwaniu Madison, niestety blondynki już nie było.
Mężczyzna zaniósł ją do na górę, do szarego pomieszczenia, gdzie było tylko okno i stara sofa. Nie krzyczała, bo wiedziała że nic już jej to nie da. A chciała oszczędzić siły na później. Mężczyzna zamknął zamek i rzucił ją na sofę. Spodziewała się że zaraz się na nią rzuci, ale on tylko oparł się o ścianę i z zaciekawieniem ją obserwował.
Mam nadzieję że się wam podobało, dopiero zaczynam moją przygodę z pisaniem, Zapraszam do komentowania! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz